To o to naprawdę chodzi Putinowi? "Może to zrobić jednym ruchem"
Donieck i Ługańsk, czyli tzw. republiki ludowe położone na obszarze wschodniej Ukrainie, mogą być o krok od oficjalnego uznania przez Moskwę za terytorium Rosji – przekazał "Die Welt" i poinformował, że proces ich włączania do Rosji jest już na bardzo zaawansowanym poziomie, ale nie został zauważony przez Zachód.
Zdaniem autorów artykułu "podchody Rosji" w sprawie Ukrainy mają doprowadzić właśnie do ostatecznego oderwania zbuntowanych regionów od Kijowa. Podają oni, że na Kreml we wspomnianej sprawie mają bardzo naciskać m.in. zasiadający w rosyjskim parlamencie komuniści.
Dziennik podkreśla przy tym, że "Putin może zdecydować się nawet na przeprowadzenie zamachu stanu" w Doniecku i Ługańsku i jest w stanie przy pomocy przewrotu doprowadzić "jednym ruchem" ręki do zakończenia zamrożonego konfliktu na wschodzie Ukrainy, a Rosja ma do tego dążyć ponieważ utrzymywanie nieustannej destabilizacji Ukrainy kosztuje ją ponad miliard dolarów rocznie.
Dostarczą broń do Ługańska i Doniecka?
Dziennikarze przypomnieli, że niedawno sekretarz generalny partii "Jedna Rosja" wezwał do dostarczenia broni do wspomnianych "republik", aby – jak powiedział – mogły się "bronić przed agresją ze strony Kijowa, która jest najwyraźniej przygotowywana".
"W prowadzonej przez Rosję polityce nikt nie wygłasza takich oświadczeń lekko i bezpodstawnie. Za tym stoją interesy lojalnych wobec Kremla elit, które wypuszczają balony testowe" – piszą autorzy.
Putin nadaje rosyjskie obywatelstwo mieszkańcom Donbasu
"Die Welt" przekazał przy tym, że Kreml masowo nadaje rosyjskie obywatelstwo mieszkańcom wspomnianych regionów i pozwolił 200 tys. z nich wziąć udział w wyborach do Dumy. Wskazał również, że Władimir Putin w listopadzie wydał dekret wprowadzający unię celną między Rosją i Donbasem oraz Ługańskiem.
Nieco później prezydent Rosji powiedział z kolei, że mieszkający na ich obszarze Rosjanie powinni mieć takie same uprawnienia do świadczeń socjalnych, jak ci oficjalnie żyjący pod rządami Kremla.
To wywołuje stanowcze protesty w Kijowie, ale "Donbas jednak ciągle oddala się od Ukrainy, jednocześnie zbliżając się do Moskwy" – konkluduje dziennik.